Hejka! Bardzo się cieszę, że jesteś :) Jeśli moje treści Ci się podobają i masz ochotę postawić mi kawę - zapraszam tutaj: https://buycoffee.to
Wątpię, aby ktokolwiek po przeczytaniu o tej kampanii był w stanie podnieść rękę na dziecko Bardzo wyrazista kampania przeciwko przemocy wobec dzieci, którą powinien zobaczyć każdy jej zwolennik. Kiedy przeszukiwałem niedawno Internet, w poszukiwaniu materiałów o przemocy w rodzinie, natrafiłem na jeden, który bardzo silnie zwrócił moją uwagę. Na tyle silnie, że zapomniałem nawet po co w danym szukałem tych materiałów. Nagle poczułem, że cokolwiek miałem do zrobienia – to jest ważniejsze. Gdy pierwszy raz zobaczyłem te obrazy, to aż mnie przeszły dreszcze. Bo one z niesamowitą wręcz mocą pokazują, dokąd może nas zaprowadzić przemoc wobec dzieci. Jak wielkie szkody może wyrządzić. I jak wiele możemy stracić, gdy się na nią decydujemy. Te reklamy budzą wielki smutek. I mam nadzieję, że poruszą one tych, którzy do tej pory nie zostali przekonani. „Możesz stracić coś więcej, niż tylko cierpliwość” Przekaz jest silny i wyraźny Czy jesteście na to gotowi? Czy jesteście gotowi choć raz zaryzykować i podnieść rękę na dziecko? Zaryzykować i uderzyć? Dać klapsa? A takim właśnie ryzykiem, jest każdy akt przemocy wobec dzieci. Nawet ten najmniejszy. Ryzykiem, że ten jeden raz, będzie właśnie tym, którego będziemy żałować. Ryzykiem, że na tym jednym razie się nie skończy. Że skoro kiedyś uderzyliśmy i zadziałało, to teraz wystarczy uderzyć trochę mocniej i pewnie też zadziała. I jeszcze trochę mocniej. I jeszcze trochę. I jeszcze troszkę. Aż będzie za późno. Nie martwię się siniakami „Kiedy rodzic uderza dziecko, prawie zawsze zostają ślady. Nie tylko łzy czy siniaki. Najnowsze badania dowodzą, że choruje od tego mózg dziecka. I to przez całe życie.” Źródło. Ja nie martwię się siniakami. Siniaki się zagoją. Ba, nawet kości się zrosną. Ja się jednak martwię tym, co pozostaje niewidoczne. Martwię się kompleksami, alienacją i poczuciem odrzucenia. Martwię się stanami lękowymi i depresją. Martwię się próbami samobójczymi. Martwię się wzmożoną agresją osób, które były bite. Martwię się ich chęcią do poniżania i krzywdzenia innych. To są sprawy, które mnie martwią. Bo siniaki, jak już mówiłem – bez problemu się zagoją. „Jak wynika z najnowszych badań neurologów i psychiatrów, przemoc, której doświadcza dziecko, trwale zmienia strukturę mózgu, obniża inteligencję, może także wywoływać ciężkie choroby psychiczne.„ Źródło. Czy jest tutaj ktokolwiek, kto chciałby do tego przyłożyć rękę? Prawa do zdjęcia należą do Fundacja Dzieci Niczyje. Jeśli zgadzacie się z ideą tej kampanii, będę zobowiązany, jeśli udostępnijcie ten wpis innym – dzięki temu idea wychowania dzieci bez przemocy będzie zataczać coraz szersze kręgi.
Danuta Stenka – Mąż pomógł jej przejść przez najgorsze. Bez niego wszystko by się zawaliło – mówiła o mężu Danuta Stenka, wspominając najgorsze chwile w swoim życiu. Z Januszem Grzelakiem są małżeństwem już ponad 30 lat Choć nie zawsze było kolorowo, a czasem bywało nawet czarno, słynna filmowa Judyta z „Nigdy w Jako konsultant biznesowy, często jestem proszony o wymyślanie rozwiązań wysoce skomplikowanych problemów. Nie tak dawno temu duża, dobrze politycznie powiązana firma rolnicza zaoferowała mi fortunę za skonstruowanie pięcioletniego planu alokacji zasobów ludzkich i kapitałowych w celu maksymalizacji zysku. Stopień skomplikowania związanych z tym zadań całkowicie mnie przytłoczył i rozpacz przyniosła strach, że nie będę w stanie zapewnić im rozwiązanie. Jednak w ostatnią noc przed moją prezentacją przyszła mi do głowy nagle główna nauka, jaką wyniosłem z lekcji politologii. Uzbrojony w tę inspirację, naszkicowałem pospiesznie całkowite i pełne rozwiązanie i dobrze się wyspawszy zaprezentowałem Zarządowi rozwiązanie jego problemu następnego ranka. Oto, co im pokazałem: Krok Pierwszy: Znaleźć paru ludzi. Krok Drugi: Uzbroić ich. Krok Trzeci: Pomóc im rozbroić wszystkich innych ludzi. Krok Czwarty: Dać im ogromne ilości pieniędzy. Krok Piąty: Dać im listę życzeń. Krok Szósty: Czekać, aż je spełnią! Skończywszy prezentację, zwróciłem się ku mej publiczności, upojony triumfem. Z jakiegoś jednak powodu, moje rozwiązanie przyjęto nie pochwałami i oklaskami, lecz skonsternowanymi i czerwonymi od gniewu twarzami. „Co to do diabła było?” wyksztusił Prezes. „Proszę Pana?” „Co to za bzdury?” „Bardzo przepraszam,” odrzekłem, marszcząc brwi, „ale nie do końca rozumiem. Czy są na tej sali Demokraci albo Republikanie?” „Oczywiście, że są ale…” “A głosują Państwo? Wszyscy Państwo głosują?” „Jasne, ale…” „Cóż,” spytałem, „mają więc coś Państwo przeciwko demokracji?” Oczywiście, że nie, zakrzyknęli zgodnie, ale co to wszystko ma wspólnego z tą prezentacją? „Cóż,” powiedziałem im, „w tym sęk! Jeśli jesteście Państwo Republikanami albo Demokratami, wierzycie już, że to rozwiązanie w sześciu punktach jest idealnym rozwiązaniem tak skomplikowanych problemów, jak kształcenie dzieci, zapewnianie opieki zdrowotnej, walka z biedą i z zażywaniem narkotyków – oraz z całą gamą innych problemów o wiele bardziej skomplikowanych niż ten, który chcecie, bym ja rozwiązał! A więc – biorąc pod uwagę, że popieracie Państwo owo sześciopunktowe rozwiązanie dla najtrudniejszych, najbardziej skomplikowanych problemów społecznych, z pewnością możnaby je efektywnie zastosować w przypadku znacznie mniej skomplikowanego problemu w przedsiębiorstwie! Co tam, pewnie byśmy z tym przeholowali!” To nie spotkało się z ciepłym przyjęciem, co było dla mnie niemałym zaskoczeniem. Musiałem przerwać ich gniewne okrzyki. „Czym u licha się tak przejmujecie?” spytałem „Czy jesteście przeciwko publicznemu kształceniu? Czy szkoły publiczne opierają się na czymś innym niż program sześciokrokowy? Nie jest tak, że dajemy karabiny grupie ludzi i żądamy, by kształcili nasze dzieci? Czy nie obdarzamy ich całą potęgą państwa, której oni używają, by zakazać innym nauczycielom konkurowania z nimi? Czy cała ta władza nie daje tej grupie dostępu do ogromnych ilości pieniędzy? Czy nie dajemy wciąż ludziom w rządzie naszych ‘list życzeń’ z problemami, których rozwiązania się oczekujemy? I czy nie liczymy na to, że zapewnią nam rozwiązanie? Dlaczego, na Boga, jesteście źli? Całkowicie się z tym planem zgadzacie!” Jeszcze więcej gniewu i wrogości – aż w końcu, co najdziwniejsze, Prezes zażądał nagle ode mnie całkowitego zwrotu pieniędzy! Nie wierzyłem własnym uszom! Spytałem, czy zdecydowali się nie być już Demokratami i Republikanami. Dookoła wymęczone zaprzeczenia! Uniosłem rękę. „Przepraszam Państwa. Przepraszam Państwa! Co robicie Państwo, gdy rząd nie daje Państwu tego, czego chcecie? Domagacie się zwrotu pieniędzy? A jeśli nie, to czemu ja mam cokolwiek Państwu dać?” Ostatecznie wyrzucili mnie na ulicę, wznosząc ku mnie pięści i obiecywali mnie pozwać jeśli nie oddam wszystkiego, co mi zapłacili do ostatniego grosza. Wstałem i strzepałem z siebie piasek, kręcąc głową w zakłopotaniu. Gdy proponuję im polityczne rozwiązanie, grzmią i krzyczą na mnie – ale politykom przyklaskują i głosują na nich! Oferuję im dokładnie takie samo rozwiązanie, co rząd, a oni przysięgają wierność rządowi i grożą mi! Wyrzucają mnie na ulicę, po czym wysyłają swe dzieci do państwowych szkół. Do państwowych więzień. Na państwowe wojny. Nigdy nie zrozumiem ludzi. ____________________________ Tłumaczenie: Jędrzej Kuskowski na podstawie: Stefan Molyneux, Worst. Meeting. Ever! (Strona domowa autora) "To najgorsze, co mnie w życiu spotkało" Karolina Borowska 28.06.2023 10:28. Pewna tiktokerka była przekonana, że los się do niej uśmiechnął. Niestety okazało się, że bardzo ironicznie

W czasie przerwy lekcyjnej niektóre dzieci chowają się w łazienkach. Twierdzą, że nie są głodne albo udają, że znów zapomniały kanapki. Problem niedożywienia wciąż dotyka milionów dzieci. Szkoła, przerwa śniadaniowa. Dzieciaki wyjmują z plecaków pudełka i zaczynają pałaszować kanapki. Nie zwracają uwagi na chłopca, który kładzie na ławce puste opakowanie i – dla pretekstu – prosi o pozwolenie na wyjście do łazienki. Wędruje wolno korytarzem, próbując zabić minuty. Wstydzi się, że nie jest dokładnie taki sam, jak jego koledzy. Gdy w końcu wraca do klasy, czeka na niego wzruszająca historia jest jedynie fragmentem norweskiej kampanii, zainspirowało ją życie. Takich dzieci jak mały blondynek są na świecie miliony. Zasypiają głodne. Idą do szkoły głodne. Na szczęście, czasem wracają z niej najedzone. Wszystko dzięki rówieśnikom, ich rodzicom i nauczycielom, którzy zauważają problem i robią wszystko, by tym dzieciom którzy pamiętają głódNorweskie wideo zostało wyświetlone ponad 117 mln razy, a swoimi historiami podzieliło się pod nim aż 45 tys. internautów. Judy Whitney-Davis napisała:Moja mama była nauczycielką matematyki w szkole średniej i widziała dzieci, które były głodne. Razem z tatą poszli pewnego ranka do szkoły i otworzyli „Bar śniadaniowy państwa Whitney’ów – weź co chcesz zjeść, ale zjedz, co wziąłeś”. Rodzice mogli pozwolić sobie na to z ogromnym trudem (troje dzieci w college’u i ja w szkole średniej). Odmawiali sobie wszystkiego, żeby każdego dnia dzieci miały świeże jedzenie. Szybko minęło 30 lat… Jestem przewodnikiem wycieczek w zabytkowym domu. Z reguły pytam turystów, skąd są. Któregoś dnia pewna kobieta wymieniła miasto, w którym uczyła moja mama. Powiedziałam, że była tam nauczycielką i… krew odpłynęła kobiecie z twarzy. „Zaczekaj… jesteś najmłodszym dzieckiem państwa Whitney’ów?”, zapytała. Zdezorientowana kiwnęłam głową. Wyjaśniła, że była jedną z uczennic mojej mamy, a jej śniadaniowy bar wykarmił ją i jej rodzeństwo. Miała w domu ogromne kłopoty i moja mama o tym wiedziała. Pomagała w każdy możliwy sposób. Ta młoda kobieta kończyła studia magisterskie i nigdy nie zapomniała o mojej mamie. Łzy spływały nam po policzkach, a ja od razu zadzwoniłam do także:Polski startup chce skończyć z głodem na świecie. „Hojność i sukces idą w parze”Wzruszającą opowieścią podzielił się także Andrew L. Breese. – Jako dziecko to byłem ja. Byliśmy bardzo biedni w niektórych momentach i czasami jedynym posiłkiem w ciągu dnia był dla mnie lunch w szkole – napisał. – Nienawidziłem wakacji, ponieważ bałem się, że nie będę miał co jeść. I szczerze mówiąc dzisiaj pracuję bardzo ciężko właśnie z tego powodu – żeby moje dzieci nigdy nie dowiedziały się, jak to jest iść do łóżka głodnym – zrobisz mi dwie kanapki?Internauci przyznają, że nie raz zetknęli się z problemem głodu w szkole. Albo jako dzieci, albo rodzice. Nierzadko ich synowie lub córki proszą o dodatkowe przekąski dla głodnych kolegów. – Mój 7-letni syn każdego dnia brał do szkoły dwie przekąski. Zapytałam go któregoś dnia: jesteś naprawdę aż tak głodny, że potrzebujesz dwóch przekąsek? (Mój syn je naprawdę sporo). Powiedział, że bierze drugą porcję dla chłopca z klasy, który nigdy nie przynosi jedzenia – napisała Megan Harrington Dant. – Teraz przez całe lato będę się o niego martwić, ponieważ kupiłam dom w innej dzielnicy i mój syn nie będzie chodził z nim już do szkoły – dnia mój syn prosi mnie o dodatkowe przekąski dla przyjaciół… A ja z radością je pakuję, ponieważ wiem, jakie to uczucie nie mieć wystarczających pieniędzy i wysyłać dziecko do szkoły bez jedzenia. Teraz, kiedy Bóg pobłogosławił mnie dobrze płatną pracą, pomaganie innym małym dzieciom jest przyjemnością. To także pomaga mojemu synowi być lepszą osobą i podtrzymywać dobre przyjaźnie (Nitzy Lovesangeljr Palacios).Dziecko chce dobrzeDzieci pomagają często odruchowo. Nie myślą wcale, że jeśli oddadzą komuś śniadanie, same nie najedzą się do syta. Ich zachowanie jest niezłą lekcją dla dorosłych. Rania Stefanidoy pamięta, gdy pewnego dnia jeden z jej uczniów zaczął narzekać na samopoczucie. – Zapytałam go, czy coś jadł. Przyznał się, że wypił tylko szklankę mleka wcześnie rano. A była Nie musiałam niczego mówić. Reszta dzieci, jedno po drugim, zaczęły otwierać plecaki i wyjmować ciastka, owoce, czekoladę, co tylko miały ze sobą – także:Wystarczyło jedno zdanie papieża, by zmobilizować Mediolan do walki z głodem dzieciNiestety, bywa też tak, że dziecko nie potrafi pomóc bez wsparcia rodziców. I zamiast pochwał spotyka je za to… kara. Jak opowiada Godfrid Mistry,Pamiętam podobną historię z czasów, kiedy byłam mała. Zauważyłam, że moja koleżanka z klasy – Maureen nie miała nic na lunch. Powiedziała, że nie jest głodna. Każdego dnia zbierałam więc drobne leżące na biurku mojego taty i brałam je do szkoły, żeby kupować jedzenie dla Maureen. Tak działo się przez kilka miesięcy, aż w końcu zostałam przyłapana przez tatę, który dał mi za to najgorsze lanie w życiu. Zasypiałam tego dnia z płaczem, bo tata oskarżył mnie o kradzież. Nie wiedziałam, że to się nazywa kradzieżą. Zawsze wydawało mi się, że robię dobrze, kupując jedzenie dla mojej przyjaciółki. Ale tata nawet nie próbował mnie zrozumieć. Warto podpytać dzieci, czy nie mają w klasie głodnych koleżanek lub kolegów. Dodatkowa kanapka może być nie tylko szansą na lepsze życie, ale też początkiem pięknej także:Lizbona pierwszą stolicą bez głodu i marnowania jedzenia?

WPHUB. martyna wojviechowska. + 2. APS. 02-02-2022 15:36. Martyna Wojciechowska opublikowała niekorzystną fotografię. "Najgorsze zdjęcie w życiu". Martyna Wojciechowska opublikowała na swoim profilu na Instagramie zdjęcie, które wykonali paparazzi. Napisała, że zrobiono je 10 lat temu. Tylko Robert Korzeniowski podczas igrzysk w Sydney zdobył w chodzie medale na dwóch dystansach. Zdziebło przytomnie zaznacza, że do Korzeniowskiego jej daleko i nie wiadomo, czy jeszcze kiedyś podejmie się rywalizacji w dwóch konkurencjach na tej samej imprezie, bo do strefy wywiadów po srebrze na 35 km przydreptała wycieńczona. – Bolał mnie mięsień dwugłowy, podkolanowy, biodro, potem ręka, właściwie wszystko… Zaczęłam potykać się o własne nogi i mam nadzieję, że niczego nie zerwałam. Teraz bardzo cierpię, ale jestem też szczęśliwa. Limit marzeń chyba wyczerpałam – mówiła. – Kasia nas przestraszyła, bo nogi się pod nią po prostu ugięły – zdradza „Rz” fizjoterapeutka Maria Borowiec. – Miałam wrażenie, że nie dociera do niej, co mówimy. Sugerowałyśmy, aby się położyła, ale uznała, że musi to wszystko rozchodzić. Poszła więc na trasę z trenerem pod ręką. Kroczek po kroczku próbowała odzyskać władzę w nogach. – Takie cierpienie trudno wręcz opisać, bo boli cię wszystko: każdy mięsień, od stóp do głowy. Najgorsze jednak dopiero przed nią. Organizm po takim wysiłku jest spięty, wycieńczony, wypłukany z minerałów – wyjaśniał „Rz” mistrz olimpijski Dawid Tomala. Czytaj więcej Podwójną wicemistrzynię świata do medali wyszykował jego ojciec Grzegorz. Jej talent dla chodu oszlifowała jednak Marzena Kulig. Zdziebło po drugim srebrze i pierwszych rozmowach wróciła jeszcze do strefy wywiadów, żeby jej podziękować. – Przepraszam, zapomniałam, głupio mi! To ona mnie przecież odkryła, wprowadziła w chód – przypominała i rzuciła się na plecy młodszemu Tomali. Wrócą z hukiem? Sztafeta kobiet przez pięć lat nie schodziła z podium wielkich imprez, bo biegaczki były jak palce jednej pięści i umiały pomóc szczęściu, a teraz same temu szczęściu podłożyły nogę. Sędziowie mogli uznać polski protest, bo Natasha McDonald przy podawaniu pałeczki rozorała ostrym kolcem stopę Małgorzaty Hołub-Kowalik tak, że nasza biegaczka na ostatniej prostej nie była w stanie przyspieszyć, a kiedy opadła adrenalina, właściwie nie mogła już chodzić. Mogli, ale nie musieli, więc nasza sztafeta zajęła dziesiąte miejsce i nie awansowała do finału. Ten bieg spiął klamrą mistrzostwa, które otworzyła awantura. Działacze oraz trenerzy późno wczytali się w regulamin i Aleksander Matusiński zdążył już obiecać Annie Kiełbasińskiej, że pobiegnie w finale sztafety mieszanej. Zmienił zdanie, gdy dowiedział się, że po eliminacjach będzie mógł dokonać w składzie tylko jednej zmiany, ale przy swoim została biegaczka. Podwójnego startu odmówiła. Zaplanowała sobie sukces indywidualny, a dwa biegi jednego dnia zrujnowałyby jej plan. Płakała ze szczęścia, kiedy awansowała do finału, w którym zajęła ósme miejsce. Koleżanki ze sztafety były już wówczas na trybunach, ale kilka dni wcześniej niesubordynacja Kiełbasińskiej doprowadziła do rozłamu, który wstrząsnął zespołem. Biegaczki z Warszawy nigdy nie łączyła z koleżankami przyjaźń, tylko wspólnota interesów. Pobiegły razem po wicemistrzostwo olimpijskie i wicemistrzostwo świata, zostały halowymi mistrzyniami Europy. Tym razem Kiełbasińska postanowiła postawić na siebie. – Nie wyobrażam sobie, żebyśmy jeszcze kiedyś pobiegły w jednej drużynie – oznajmiła Justyna Święty-Ersetic. Tak wyglądał pierwszy dzień imprezy, kolejne były już grzebaniem w ranie. – Trochę było złych emocji i najwyraźniej straciłyśmy nieco energii tam, gdzie nie powinniśmy – mówi przytomnie Hołub-Kowalik. Może nie byłoby dyskusji o klęsce sztafety, gdyby nie kolec McDonald, może nie byłoby jej też, gdyby zachowawczo zagrał Matusiński, ale on zawsze walczy o pełną pulę. Właśnie dlatego bieg koleżanek z trybun obserwowały Kiełbasińska i Natalia Kaczmarek. Są najszybsze, miały wyjść na finał. Matematyka była po stronie trenera, obliczeniami zachwiały przypadki losowe. – Byłyśmy dobrze przygotowane, ale pobiegłyśmy bardzo słabo. Może to przez problemy zdrowotne, które dopadły nas na ostatniej prostej – zastanawia się Święty-Ersetic. Ona dla sztafety poświęciła nawet starty indywidualne, a do Eugene przyleciała przeziębiona. Problemy zdrowotne już w trakcie mistrzostw dopadły Kaczmarek. Hołub-Kowalik przez kontuzje straciła całą zimę. Porażka to zamknięcie pewnej ery, bo Polki były na podium dziewięciu poprzednich wielkich imprez, ale na pewno nie koniec sztafety. – Serce jest złamane, ale dalej płonie w nas ogień – zapewnia Iga Baumgart-Witan, a Święty-Ersetic oraz Hołub-Kowalik zgodnie mówią o „kuble zimnej wody”, który drużynie może tylko pomóc. Kiełbasińskiej nie było na trybunach, kiedy o finał walczyła sztafeta mieszana, ale kiedy ona biegła w indywidualnym finale, koleżanki ze sztafety na trybunach się pojawiły, co oznacza, że zapanował pokój. Ostatnio tylko chodziły w chmurach, przeżywając bezprecedensowe pasmo sukcesów, a teraz będą musiały wstać z kolan. – Potknięcia zdarzają się najlepszym, a my nie dość, że się potknęłyśmy, to upadłyśmy z hukiem – nie kryje Baumgart-Witan, ale Święty-Ersetic zapewnia: – I teraz z jeszcze większym hukiem się podniesiemy. Bieg z innej planety Sydney McLaughlin biegła tak szybko, jakby na tych 400 metrach nikt nie postawił płotków i czwarty raz w karierze pobiła rekord świata. A to nie koniec, wciąż stać ją na więcej. Tego rekordu oczekiwało Hayward Field. Nikt nie spodziewał się jednak, że McLaughlin poprawi go w takim stylu. 22-letnia Amerykanka pokonała 400 metrów przez płotki w To nokaut. Taki czas dałby jej szóste miejsce w finale biegu na 400 metrów bez płotków. Nie było walki, choć na starcie stanęły także była rekordzistka świata Amerykanka Dalilah Muhammad oraz trzecia najszybsza płotkarka w dziejach konkurencji Holenderka Femke Bol. McLaughlin na ostatnią prostą wybiegła sama, ścigała się tylko z historią. – Wiedzieliśmy już podczas rozgrzewki, że to będzie jeden z tych dni. Musiałam tylko utrzymać odpowiedni rytm i kadencję. Wykonałam plan trenera. Jestem wdzięczna mojemu zespołowi, że pomógł mi dotrzeć do tego punktu, a cała chwała należy do Boga – oznajmiła McLaughlin. Dostała 100 tys. dolarów, ale chyba największą nagrodą było to, że sukces świętowała z rodziną. Bliscy pochodzą z New Jersey, więc musieli pokonać Amerykę wszerz. Wynajęli pokój w serwisie noclegowym, bo wolnych miejsc w pobliskich hotelach już nie było. – Kiedy zdobyłam złoto na igrzyskach w Tokio, trybuny były puste. Ten sukces w towarzystwie moich najbliższych, przed tak wspaniałą publicznością, to rodzaj odkupienia – opowiadała później McLaughlin. – To wszystko wydaje mi się wręcz nierealne. 22-latka rekord świata poprawiła już po raz czwarty. Wcześniej, kiedy zrobiła to trzeci raz, wynik uczciła cheeseburgerem i naleśnikami. Tym razem pomysłu na świętowanie nie zdradziła, bo wciąż miała przed sobą perspektywę występu sztafetowego. McLaughlin dorastała w siedmiotysięcznym Dunellen. – Wszystkie nasze dzieci miały talent, ale Sydney zawsze była wyjątkowa. Wiedzieliśmy, że świetne wyniki są tylko kwestią czasu – mówił jej ojciec Willie, który sam dobiegł kiedyś do półfinału amerykańskich kwalifikacji olimpijskich. Skończyła szkołę katolicką, już wówczas zdobywała sportowe wyróżnienia. Następnie wybrała studia na Uniwersytecie w Kentucky. Już podczas pierwszego roku wygrała akademickie mistrzostwa NCAA i niedługo później przeszła na zawodowstwo, bo kontrakt zaoferowała jej firma New Balance. Jej talent szlifował Bob Kersee, czyli trener siedmiokrotnej mistrzyni olimpijskiej Allyson Felix (w Eugene kończy karierę), a wcześniej całej plejady amerykańskich gwiazd – także rekordzistki świata w sprincie Florence Griffith Joyner. McLaughlin poleciała już na igrzyska do Rio de Janeiro (2016) jako najmłodsza amerykańska lekkoatletka od 40 lat. Dotarła do półfinału. Dziś jest mistrzynią i rekordzistką świata oraz twarzą marki New Balance, która płaci jej 1,5 mln dolarów rocznie. Złoto zdobyła w Eugene – mateczniku Nike, co musi smakować wyjątkowo. Interesów McLaughlin pilnuje agencja menedżerska William Morris Endeavor, której klientami są Robert de Niro, Russell Crowe i Martin Scorsese. Biegaczka nie jest jeszcze hollywoodzką gwiazdą, ale kogoś takiego jak ona królowa sportu w Ameryce bardzo potrzebuje. – Ma potencjał, aby zostać najlepszą zawodniczką w dziejach swojej konkurencji, ale także – co znacznie ważniejsze – może wpływać na życie innych. To prawdopodobnie jej największa siła oraz najistotniejsza możliwość, przed jaką staje – mówiła o niej już rok temu Felix. McLaughlin pokazuje w sieci nie tylko kulisy treningów, niedawno fani mogli zobaczyć chociażby przygotowania do ślubu. Bohaterem wielu zdjęć jest mąż, zawodnik ligi futbolu amerykańskiego (NFL) Andre Levrone. Rekordzistka świata uważa, że wcale nie dotarła do granicy swoich możliwości. – To nie był idealny bieg. Są wciąż elementy, które możemy poprawić – wyjaśnia. Niewykluczone, że pomyśli o dwóch dystansach, bo program kolejnych mistrzostw świata umożliwia połączenie płotków z płaskim biegiem na 400 metrów. Kolejnych rekordów wypatruje szef światowej federacji World Athletics Sebastian Coe. – Wiele z nich pochodzi z czasów, kiedy testy antydopingowe były sporadyczne. Prawnie nic z nimi nie zrobimy – mówi na łamach „Guardiana”. Wszystko jest więc w rękach sportowców oraz producentów sprzętu. Płotkarze mają łatwiej, bo w ostatnich latach doszło do dużego postępu technologicznego w zakresie butów biegowych. – Pozwalają łatwiej uzyskiwać dłuższy krok. A właśnie jego długość, a nie prędkość, jest w tej konkurencji kluczowa – mówi były płotkarz Marek Plawgo. Dwukrotny medalista mistrzostw świata występem McLaughlin jest zachwycony. – Jej międzyczasy na każdym kolejnym płotku były doskonałe. Obejrzeliśmy bieg z innej planety. MEDALIŚCI KOBIETY >200 m: 1. S. Jackson (Jamajka) 21,45; 2. Fraser-Pryce (Jamajka) 21,81; 3. D. Asher-Smith (W. Brytania) 22,02. >400 m: 1. S. Miller-Uibo (Bahamy) 49,11; 2. M. Paulino (Dominikana) 49,60; 3. S. Williams (Barbados) 49,75;... 8. A. Kiełbasińska (Polska) 50,81. >400 m ppł: 1. S. McLaughlin (USA) 50,68 (rekord świata); 2. F. Bol (Holandia) 52,27; 3. D. Muhammad (USA) 53,13. >4x100 m: 1. USA 41,14; 2. Jamajka 41,18; 3. Niemcy 42,03. >5000 m: 1. G. Tsegay (Etiopia) 2. B. Chebet (Kenia) 3. D. Seyaum (Etiopia) >Chód 35 km: 1. K. Garcia Leon (Peru) 2: 2. K. Zdziebło (Polska) 2: 3. S. Qieyang (Chiny) 2: 11. O. Niedziałek (Polska) 2: >Rzut oszczepem: 1. Barber (Australia) 66,91; 2. K. Winger (USA) 64,05; 3. H. Kitaguchi (Japonia) 63,27. MĘŻCZYŹNI >200 m: 1. N. Lyles (USA) 19,31; 2. K. Bednarek (USA) 19,77; 3. E. Knighton (USA) 19,80. >400 m: 1. M. Norman (USA) 44,29; 2. K. James (Grenada) 44,48; 3. M. Hudson-Smith (W. Brytania) 44,66. >800 m: 1. E. Korir (Kenia) 2. D. Sedjati (Algieria) 3. M. Arop (Kanada) >4x100 m: 1. Kanada 37,48; 2. USA 37,55; 3. W. Brytania 37,83. >Chód 35 km: 1. M. Stano (Włochy) 2: 2. M. Kawano (Japonia) 2: 3. P. Karlstroem (Szwecja) 2: 19. D. Tomala (Polska) 2: A. Brzozowski (Polska) dyskwalifikacja. >Trójskok: 1. P. Pichardo (Portugalia) 17,95; 2. F. Zango (Burkina Faso) 17,55; 3. Y. Zhu (Chiny) 17,31. >Rzut oszczepem: 1. A. Peters (Grenada) 90,54; 2. N. Chopra (Indie) 88,13; 3. J. Vadlejch (Czechy) 88,09. Sydney McLaughlin czwarty raz poprawiła rekord świata w biegu na 400 metrów przez płotki Ezra Shaw/Getty Images/AFP Może to być nawet idealne wprowadzenie do odkrywania dynamiki w Twoim związku. Aby zagłębić się trochę dalej, powinniśmy wiedzieć, co dokładnie sprawia, że lanie jest dobre i dlaczego warto spróbować? Napięcie. Lanie nie polega po prostu na kilku uderzeniach w tył i nazywaniu tego grą wstępną.
To nawet nie miał być wyjazd na urlop, to miał być powrót, bo przecież już raz byliśmy w tym miejscu w lipcu. Wszystko było zaplanowane, miało być lajtowo i przyjemnie. W życiu nie przyszłoby mi do głowy, że będą to moje najgorsze wakacje w życiu. Wtorek Pendolino jeździ naprawdę szybko, w południe jesteśmy w Gdyni. Duśka rozczarowana bo nie ma Zuzi, a przecież miała być. Właściwie cały ten powtórny wyjazd zorganizowaliśmy tylko dlatego, że miała być Zuzia, rok młodsza ulubiona gdyńska kumpela Duśki, na co dzień mieszkająca po drugiej stronie kuli ziemskiej. Widać moje tłumaczenia, że Zuzia będzie dopiero wieczorem przeleciały mimo uszu. Po obiedzie kładzie się spać. Dziwne, mieliśmy przecież iść nad morze. No ale siłą nie zaciągnę, kładę się obok niej i o dziwo – zasypiam. Budzi mnie posapująca Duśka, jakoś dziwnie wygląda. Dotykam jej czoła, rączek, nóżek i już wiem – Houston mamy problem. Problem nazywa się 39,8ºC. W obcym mieście, po prostu super. Dotykam lekko jej brzucha, właściwie nie wiem czemu, zaczyna się drzeć jakbym ją ze skóry obdzierała. W głowie mam już widmo miejscowej sali operacyjnej, robi mi się niedobrze. Podaję Nurofen bo nic innego nie mam. Nocna pomoc lekarska jest wszędzie, przyjmuje nas miła starsza pani doktor. Duśka nadal histerycznie reaguje na dotykanie brzucha. Dostajemy skierowanie do szpitala. Trafiamy na SOR. Na dzień dobry do wypełnienia szpitalne kwity, czuję się jakbym sprzedawała dziecko. Pada pytanie czy jest uczulona na jakieś leki. Grzecznie podaję nazwy zakazanych antybiotyków. Szpitalna pani doktor radzi sobie lepiej niż ta z przychodni, diagnozuje „tylko” zapalenie gardła, na wszelki wypadek zleca badanie moczu. Bolący brzuch ponoć jest skutkiem ubocznym gorączki. Pierwszy raz się z czymś takim spotykam, ale oddycham z ulgą. Wypisywanie recepty – grzecznie słucham jak mam podawać antybiotyk i z głupia frant pytam, jaki to. Augmentin. Mówię, że moje dziecko jest uczulone na Augmentin i że to zgłaszałam. Konsternacja. Ale po staropolsku: „Polacy nic się nie stało” zmiana antybiotyku i jedziemy dalej. Apteka jest naprzeciwko szpitala, całkiem wygodnie. Wykupujemy receptę i naiwnie wierzymy, że teraz już będzie lepiej. Aha, Duśka dostaje zakaz wychodzenia na słońce. Super. Kto by nad morzem na słońce wychodził, prawda? Środa Dzień, który jest głównym punktem programu naszego pobytu – urodziny Zuzi. Salon przygotowany na przyjęcie gości, w całym domu balony, a ja tłumaczę Duśce, że ma się trzymać z boku i za nic nie podchodzić do niemowlaka, bo w gruncie rzeczy nie ma żadnej gwarancji, że nie zaraża. Trochę jej smutno, ale stara się być dzielna. Urodziny Zuzi trwają cały dzień więc nigdzie nie idziemy. Duśka mimo leków nadal gorączkuje, ale dzielnie udaje, że nic jej nie jest. Po wyjściu gości przytula się do mnie, znaczy nie jest dobrze. Normalnie poszłaby się bawić z Zuzią. Widzę na jej oku maleńką kropeczkę, coś ją ugryzło? Pół godziny później kropeczka zaczyna rosnąć w oczach, po chwili powieka przypomina śliwkę węgierkę, oko za nic nie daje się otworzyć, Duśka wpada w panikę i zaczyna histerycznie wrzeszczeć. Podaję jej Nurofen (nasz lek na całe zło) i proponuję żeby poszła spać. Zasypia o – pierwszy raz w życiu tak wcześnie! Przed północą pora na antybiotyk. Normalnie załatwiam to strzykawką przez sen, teraz się boję, oko nadal wielkie. Na szczęście Duśka reaguje pozytywnie, mówi, że ta głupa opuchlizna jeszcze nie zeszła i po chwili zasypia. Podawanie leków przez sen mamy opanowane do perfekcji, rano nie pamięta całego zdarzenia. Czwartek Opuchlizna zeszła, ale oko wygląda, jakby ktoś jej pięścią przyłożył, pół żartem mówię, że jak nic nas o przemoc wobec dziecka oskarżą. Uświadamiam sobie, że trzeci dzień jesteśmy nad morzem i jeszcze tego morza nie widzieliśmy. Ciocia twierdzi, że Duśka jest przezroczysta. Faktycznie jest, pewnie dlatego, że prawie nie je. No ale tak to jest, jak pani doktor przy niejadku mówi, żeby nie zmuszać dziecka do jedzenia. Idziemy nad morze, dzielimy koc na pół, my w słońcu Duśka w cieniu. Krótko jesteśmy więc nic złego się nie dzieje. No nic poza tym, że Duśka wraca do domu z gorączką. Powoli mam dosyć tych wakacji. W myślach planuję nie wychodzić z domu bez Nurofenu. Później stwierdzam, że trzeba go podawać profilaktycznie przed wyjściem. Cały czas czekam na skutki działania antybiotyku, zgodnie z obietnicą pani doktor gorączka powinna minąć, ale jakoś nie chce. Tak na marginesie – upałów nie było, nie było szans na przegrzanie się nawet w słońcu. Piątek Rano Duśka melduje, że boli ją ucho. Zaczynam mieć ciemno przed oczami. Oczywiście olejku kamforowego ze sobą nie wzięłam, bo i po co? Daję jej Nurofen i każę poleżeć na bolącym uchu, żeby je rozgrzać. Po godzinie dziecko twierdzi, że wszystko w porządku. Wierzę, bo chcę. Zachęceni poprzednim dniem znowu idziemy na plażę. Duśka czuje się świetnie, szaleje, tarza w piachu. Niestety zdarza jej się uciec na słońce. Efekt jest natychmiastowy. Paskudne czerwone bąble. Zapada decyzja, że w sobotę na żadną plażę nie idziemy. Sobota Cały dzień spędzamy w ZOO. Nawet nie było tak źle, oczywiście rano na śniadanie profilaktycznie Nurofen, nie chcę ryzykować, że coś złego stanie się w połowie dnia. ZOO było fajne i może nawet je opiszę. Tak naprawdę to był najspokojniejszy dzień na całym wyjeździe. Niedziela Słońce jakieś niemrawe, decydujemy się iść na „miejską plażę”. Oczywiście za namową Duśki, bo tam jest lepsze zejście do wody i w ogóle miejsce przyjazne dzieciom, tyle że trudno o kawałek cienia. Niestety niemrawe słońce okazuje się zdradliwe i na nogach mojego dziecka pojawiają się paskudne czerwone plamy. Schodzimy z plaży. Duśka ewidentnie ma gorączkę. No tak, zmylił mnie jej dobry stan rano i nie dałam Nurofenu – błąd! Mimo to prosi, żeby popłynąć statkiem. Płyniemy, w końcu kiedy znowu będziemy nad morzem? Cały rejs spędza przytulona do mnie, czasem słabym głosem mówi, że widzi naszą plażę albo naszą knajpkę. Na szczęście rejs trwa tylko pół godziny. Do domu wracamy taksówką a na kolację oczywiście Nurofen. Poniedziałek Na niebie szare chmury. Nie dowierzam sama sobie, ale cieszę się. Brak słońca to brak bąbli, tak mi się wydaje. Niestety te stare nagle zaczynają złośliwie swędzieć. Nie wiem skąd wiedziały, że nie noszę ze sobą Fenistilu. No nie noszę, nad morzem nie ma komarów. W panice daję dziecku krem do opalania. Smaruje się na grubo, nie wygląda to dobrze, ale twierdzi, że dzięki temu nie swędzi. No więc dobrze, jak nie swędzi to niech tak będzie, nie mam siły myśleć o tym, że powinnam nadmiar kremu z niej zetrzeć. Zresztą jak to zrobić jak pod kremem jest swędząca skóra? Jestem zmęczona tymi wakacjami, ciągłymi wahaniami temperatury, notorycznym brakiem apetytu i codziennymi niemile widzianymi niespodziankami zdrowotnymi. Chyba pierwszy raz w życiu czekam na powrót do domu. Po pierwsze chcę zaprowadzić Duśkę do naszej rodzinnej pani doktor, po drugie chcę zwyczajnie odpocząć. Wtorek Dzień wyjazdu. Rano idziemy na plażę, jest pochmurno, kropi deszcz, nie ma wiatru więc nie ma fal. Najlepsze pływanie w życiu, jedyna chwila, którą wspominam z prawdziwą przyjemnością. Duśka na plaży zachowuje się histerycznie, nie mam złudzeń, znowu ma gorączkę, chociaż antybiotyk wybrała już do końca. Zaciskam zęby i powtarzam sobie, że wieczorem będę już w domu. W myślach robię przegląd naszych wakacyjnych wyjazdów i nie mam wątpliwości: to były najgorsze wakacje w życiu. Tak, tak, wiem, że powinnam na tydzień dziecko do łóżka zapakować. Niech podniesie rękę ktoś kto w ten sposób spędził cały wyjazd, jestem bardzo ciekawa jak mu się udało. Fajny artykuł? Możesz nas pochwalić lub podzielić się nim z innymi :) Czytaj kolejny artykuł: Cukinia zapiekana z kaszą jaglaną Końcówka lata przynosi dostatek świeżych i pysznych owoców oraz warzyw. Warto sięgnąć właśnie teraz po sezonowe produkty i zaszaleć troszkę w kuchni, czarując niezwykłe zapachy lata. Jednym z mniej docenianych warzyw na polskich stołach jest cukinia. Niby nic, o bardzo delikatnym smaku, w odpowiednim przepisie zachwyci nawet tych, którzy za zielonym wcale nie przepadają. Tym razem prezentuję przepis na cukinię z kaszą jaglaną, którą wrzucam do piekarnika za każdym razem, gdy to warzywo trafia do mojej kuchni. Składniki dla 4 osób (2 dorosłych i 2 dzieci:) : 2 średniej wielkości cukinie torebka kaszy jaglanej 4 średnie pomidory 1 duża cebula kilka oliwek zielonych sól, pieprz, zioła prowansalskie (ew. samo oregano lub bazylia) ser do zapieczenia ketchup (opcjonalnie) Na wykonanie całości, wraz z czasem zapieczenia musicie przeznaczyć ok 40 minut. Nie zrażajcie się ilością pracy przy zapiekankach, bo wcale nie jest ona męcząca :) Kaszę jaglaną w torebce gotuję w osolonym wrzątku do miękkości, ok 15 minut. Jeśli traficie na kaszę nieporcjowaną, odmierzcie jej pół szklanki. W czasie gdy kasza się gotuje, obie cukinie dokładnie myję i przekrawam na pół. Łyżeczką wydrążam pestki, wyrzucając je. Połówki cukinii drążę w środku, odkładając miąższ do miseczki, zostawiam ok 1 cm warstwę warzywa. Oskrobane cukinie układam w naczyniu żaroodpornym, obsypuję solą i pieprzem, wkładając do piekarnika rozgrzanego do 180 stopni na 15 minut. Gdy cukinia siedzi w piekarniku, oparzam i pozbawiam skórek pomidory, szatkuję cebulę i zielone oliwki. Wrzucam na rozgrzany olej cebulę, podsmażam chwilę później pomidory, dorzucam miąższ cukinii i oliwki. Posypuję ziołami prowansalskimi, solą i pieprzem, dodaję odrobinę ketchupu do smaku. Smażę ok 10 minut mieszając, aż składniki się połączą, a nadmiar soku z warzyw odparuje. Ściągam z ognia kaszę, dorzucam zawartość torebki do patelni z podduszonymi warzywami, mieszam i odstawiam na chwilę aby składniki się połączyły. Wyciągam podpieczoną i miękką cukinię z piekarnika, nakładam do niej farsz, przykrywam żółtym serem, jeszcze raz obsypuję solą i pieprzem. Z powrotem wkładam całość do piekarnika na 4-5 minut, tylko po to, by ser się stopił a zapiekanka była gorąca. Później już tylko wyciągam pyszną, pachnącą zapiekankę na talerze, polewam ketchupem i voila! Pyszne danie wegetariańskie gotowe. Jeśli jesteście pasjonatami mięsa mielonego, cukinia zapiekana z kaszą jaglaną doskonale się z nim komponuje :) Smacznego! Fajny artykuł? Możesz nas pochwalić lub podzielić się nim z innymi :) Czytaj kolejny artykuł: Mały odkrywca w każdym dziecku Każdemu z nas marzy się przygoda nie z tej ziemi. Chcielibyśmy zamienić się w postaci z bajek i razem z nimi odkrywać świat. Małe dziecko, nawet kilku miesięczne codziennie przeżywa takie przygody. Wielkim odkryciem dla niego jest hałas spadającego przedmiotu, czy złapanie grzechotki przyczepionej do wózka. Mapa rozwoju marki Fisher-Price® małego odkrywcy zabiera nas w podróż przez wszystkie kamienie milowe, by wspierać spontaniczną zabawę dziecka. Co to za kamienie milowe? Pierwszy uśmiech dziecka jest magiczną chwilą, kiedy wszystko się zatrzymuje. Nie przespane noce, sterty mokrych pieluch, zmęczenie odchodzą w zapomnienie gdy zatapiamy się w uśmiechu dziecka, które uczy się reagować na znajome twarze rodziców. Podnoszenie główki to wielki trud dla dziecka niczym podnoszenie ciężarów przez zawodowców. Nie dziwmy się, że po takich ćwiczeniach nasz maluch jest zmęczony, pomóżmy mu odpocząć i nabrać sił na odkrywanie tego co przede nim. Z zaskoczeniem odkrywasz, że na dźwięk dartego papieru twoje dziecko głośno się śmieje? Wykorzystaj to! Głośny śmiech wyraża radość, szczęście, a przede wszystkim, to, że dziecko czuje się bezpiecznie w twoim otoczeniu. Pamiętasz kiedy usłyszałaś od twego dziecka pierwsze mama, tata? Nie ma reguły, co będzie pierwsze: mama, czy tata – ciesz się każdą chwilą z dzieckiem. Uśmiech na twojej twarzy zachęca je do gaworzenia z tobą. Raczkowanie to już wyższy poziom w tajemniczenia – koordynacja całego ciała, naprzemienność ruchów jest niezmiernie ważna dla rozwoju fizycznego i umysłowego twojego dziecka. Jeśli mały odkrywca “ominął” raczkowanie, zachęć go do tej aktywności poprzez wspólną zabawę na kolanach. Od raczkowania już niedaleko do samodzielnego stania i pierwszych kroków. Twoje dziecko na nowo odkrywa świat, który je otacza. To zupełnie inna perspektywa postrzegania zabawek, książeczek. Zachęcajmy dzieci do wspólnych spacerów i odkrywaniu otaczającej przyrody. Nie jedna bitwa została już stoczona w kwestii kiedy najlepiej odpieluchować dziecko. Pamiętajcie każdy maluch jest inny i sygnalizowanie potrzeb to jego indywidualna sprawa. My jako rodzice możemy je wspierać i zachęcać, być przewodnikiem i nauczycielem. Kiedy maluch już czuje się pewnie na swoich małych nogach przed nim kolejne wyzwanie jakim jest bieganie. Wbrew pozorom nie jest łatwe, a upadki są bolesne. Okażmy dzieciom pomocną dłoń i biegajmy razem z nim np. po poduszkowym torze przeszkód. Przychodzi taki moment kiedy chaotyczne kreski na kartkach papieru nabierają znajomych kształtów. Sprawność manualna jest jednym z najważniejszych kroków milowych dziecka. Poprawne trzymanie kredki, nacisk na kartkę, sprawne chwytanie małych przedmiotów jest nieodzowną częścią twórczych zabaw dziecka. Ekspert marki Fisher-Price®, Justyna Korzeniewska podkreśla, że nie należy się kurczowo trzymać dat zaznaczonych w kalendarzach rozwojowych i pamiętać, że na osiągnięcie konkretnych kamieni milowych każde dziecko ma pewien przedział czasu. Drobna różnica ilościowa nie stanowi odmienności jakościowej. – podkreśla Korzeniewska. Ważniejszy jest styl, w jakim dziecko to zrobi i okoliczności towarzyszące tym przełomowym wydarzeniom rozwojowym. Dla jednego malucha impulsem do postawienia pierwszych kroków będzie uśmiech mamy, dla innego tocząca się kolorowa piłeczka, a jeszcze inne ruszy w pościg za domowym kotem umykającym przed jego pieszczotami. Te odmienności pokazują prawdziwe różnice indywidualne, którymi powinno zainteresować się otoczenie, ponieważ są wyrazem niepowtarzalnej osobowości dziecka, którą należy wspierać i rozwijać. Wpis jest elementem współpracy z marką Fisher-Price® – przeczytaj także informacje prasową Fajny artykuł? Możesz nas pochwalić lub podzielić się nim z innymi :)
102 Likes, TikTok video from JaCa2kofficial (@jaca2k_official): "Jakie najgorsze słowo uslyszeliscie w życiu?/ (patrz w Obraz) . Ono zostanie do końca w pamięci. #nevergiveup #niehejtuj #stopprzemocy #dlaciebie". FAGASIEdźwięk oryginalny - JaCa2kofficial. 19B10 Kapitan Posty: 2598 Rejestracja: 12 paź 2018, 12:40 Reputacja: 605 Kibicuję: WRE Najgorsze piosenki jakie w życiu słyszeliście czubatka pisze: ↑10 sty 2020, 12:17cloner pisze: ↑10 sty 2020, 11:31 . W death metalu nie bardzo, najgorsza muzyka ever. Jeśli tak piszesz, to musiałeś nie słyszeć o black metalu ^^ Wiadomo, że BM jest lepszy sickstick Legenda Futbolu Posty: 17525 Rejestracja: 07 sty 2012, 19:07 Reputacja: 4362 Kibicuję: 4rsenal Najgorsze piosenki jakie w życiu słyszeliście Post Wyświetl pojedynczy post autor: sickstick » 10 sty 2020, 14:16 10x bardziej cenię gust muzyczny osób które słuchają rapu/metalu/polskiego reggae (choć 2 pierwsze średnio mi leżą) od osób których preferencje muzyczne kończą się na jakiś paniach typu Sara, Szreder, Gabor czy Węgiel. No i jeszcze disco polo. Fenomen. futbolowa Czerwona Diablica Posty: 12979 Rejestracja: 10 kwie 2005, 11:26 Reputacja: 1565 Kibicuję: RKS Raków + ManUTD Lokalizacja: Miasto Bandyckiej Miłości Kontakt: Najgorsze piosenki jakie w życiu słyszeliście Post Wyświetl pojedynczy post autor: futbolowa » 10 sty 2020, 14:31 sickstick pisze: ↑10 sty 2020, 14:16 10x bardziej cenię gust muzyczny osób które słuchają rapu/metalu/polskiego reggae (choć 2 pierwsze średnio mi leżą) od osób których preferencje muzyczne kończą się na jakiś paniach typu Sara, Szreder, Gabor czy Węgiel. Tacy ludzie z reguły oglądają też telenowele i nie wiedzą, co to Netflix, do kina chodzą na Vegę i "365 dni", a styczność ze sportem mają przy okazji meczów puszczanych na TVP. Generalnie - konsumują tylko to, co bardzo popularne, nie mają sprecyzowanych zainteresowań i nawet nie dążą do tego, żeby czegoś swojego poszukać. Mam paru takich znajomych, jeszcze z podstawówki, i niestety ich głównym tematem do rozmów jest życie innych ludzi. Boromir Shadow stalker Posty: 16120 Rejestracja: 30 gru 2006, 14:31 Reputacja: 2846 Najgorsze piosenki jakie w życiu słyszeliście Post Wyświetl pojedynczy post autor: Boromir » 10 sty 2020, 14:42 Znam profesora który bardzo lubi disco polo. Kiedyś go zagadalismy że to przecież nie wypada, że człowiek renesansu o tak wielkim umyśle (bez ironii, typ był kozakiem w swojej trudnej dziedzinie) powinien słuchać czegoś ambitnego. Odpowiedział że to fajna, pozytywna muzyka i on tego słucha dla przyjemności, a nie dla dodatkowego fałdu na mózgu bo od tego ma książki naukowe. Morał z tego taki że 10x bardziej cenie ludzi którzy nie robią ideologii z czegoś tak przyziemnego jak rozrywka. futbolowa Czerwona Diablica Posty: 12979 Rejestracja: 10 kwie 2005, 11:26 Reputacja: 1565 Kibicuję: RKS Raków + ManUTD Lokalizacja: Miasto Bandyckiej Miłości Kontakt: Najgorsze piosenki jakie w życiu słyszeliście Post Wyświetl pojedynczy post autor: futbolowa » 10 sty 2020, 15:24 Boromir pisze: ↑10 sty 2020, 14:42 Znam profesora który bardzo lubi disco polo. Kiedyś go zagadalismy że to przecież nie wypada, że człowiek renesansu o tak wielkim umyśle (bez ironii, typ był kozakiem w swojej trudnej dziedzinie) powinien słuchać czegoś ambitnego. Czemu miałoby nie wypadać? Akurat disco polo ma się w Polsce dobrze od kilku dziesięcioleci i ludzie świetnie się przy tym bawią. sickstick Legenda Futbolu Posty: 17525 Rejestracja: 07 sty 2012, 19:07 Reputacja: 4362 Kibicuję: 4rsenal Najgorsze piosenki jakie w życiu słyszeliście Post Wyświetl pojedynczy post autor: sickstick » 10 sty 2020, 16:34 sickstick pisze: ↑10 sty 2020, 14:16 10x bardziej cenię gust muzyczny osób Boromir pisze: ↑10 sty 2020, 14:42 Morał z tego taki że 10x bardziej cenie ludzi Ja pisałem o cenieniu czyjegoś gustu muzycznego, ty piszesz ogólnym cenieniu ludzi na podstawie słuchanej muzyki. Dwie zupełnie inne kwestie futbolowa Czerwona Diablica Posty: 12979 Rejestracja: 10 kwie 2005, 11:26 Reputacja: 1565 Kibicuję: RKS Raków + ManUTD Lokalizacja: Miasto Bandyckiej Miłości Kontakt: Najgorsze piosenki jakie w życiu słyszeliście Post Wyświetl pojedynczy post autor: futbolowa » 10 sty 2020, 18:11 Boromir pisze: ↑10 sty 2020, 18:08 Nie, ja piszę o braku sensu rozróżnianiu gustów muzycznych na lepsze czy gorsze Nie wiem czy sytuację opisaną przez Sicka można nazwać w ogóle jakimś gustem. I nie chodzi mi tu, że ktoś jest bezguściem, tylko że w ogóle nie posiada żadnych muzycznych preferencji, więc swoje obcowanie z muzyką ogranicza do tego, co usłyszy w zetce. Boromir Shadow stalker Posty: 16120 Rejestracja: 30 gru 2006, 14:31 Reputacja: 2846 Najgorsze piosenki jakie w życiu słyszeliście Post Wyświetl pojedynczy post autor: Boromir » 10 sty 2020, 18:53 Gust jak gust, skoro lubi to niech słucha, widocznie do szczęścia to mu niepotrzebne, nie wiem co tu cenić. Ja np odkąd trance umarł nie mam żadnego ulubionego gatunku, muzyki słucham w zasadzie jedynie w samochodzie i to częściej rozgłośni ukraińskich - mniej gadania, a ukraiński pop bardziej mi podchodzi niż polski. Wróć do „Kultura, polityka, wydarzenia” Przejdź do Wyniki Forum Piłka nożna ↳ Anglia ↳ Hiszpania ↳ Niemcy ↳ Polska ↳ Włochy ↳ Puchary Europejskie ↳ Piłka nożna na świecie ↳ Na bieżąco Z życia forum ↳ Uwagi / sugestie / zgłoszenia ↳ Co w trawie piszczy? Bukmacherka ↳ Bukmacherka Nie tylko o piłce ↳ Hyde Park ↳ Inne sporty ↳ Kultura, polityka, wydarzenia ↳ Gry Forumowe ↳ Plebiscyty i rankingi Mundial ↳ Mundial 2018 Rosja ↳ Inne tematy okołomundialowe ↳ GRUPA A: Rosja, Arabia Saudyjska, Egipt, Urugwaj (MŚ 2018) ↳ GRUPA B: Portugalia, Hiszpania, Maroko, Iran (MŚ 2018) ↳ GRUPA C: Francja, Australia, Peru, Dania (MŚ 2018) ↳ GRUPA D: Argentyna, Islandia, Chorwacja, Nigeria (MŚ 2018) ↳ GRUPA E: Brazylia, Szwajcaria, Kostaryka, Serbia (MŚ 2018) ↳ GRUPA F: Niemcy, Meksyk, Szwecja, Korea Południowa (MŚ 2018) ↳ GRUPA G: Belgia, Panama, Tunezja, Anglia (MŚ 2018) ↳ GRUPA H: Polska, Senegal, Kolumbia, Japonia (MŚ 2018) ↳ FAZA PUCHAROWA ↳ Mundial 2014 Brazylia Euro ↳ EURO 2020 ↳ EURO 2016 ↳ GRUPA A: Francja, Rumunia, Szwajcaria, Albania (EURO 2016) ↳ GRUPA B: Anglia, Rosja, Walia, Słowacja (EURO 2016) ↳ GRUPA C: Niemcy, Ukraina, Polska, Irlandia Północna (EURO 2016) ↳ GRUPA D: Hiszpania, Czechy, Turcja, Chorwacja (EURO 2016) ↳ GRUPA E: Belgia, Włochy, Irlandia, Szwecja (EURO 2016) ↳ GRUPA F: Portugalia, Islandia, Austria, Węgry (EURO 2016) ↳ FAZA PUCHAROWA ↳ Inne Kosz ↳ Wracając Do Meritum ↳ Testowe
Netflix niedawno wydał serię, która wzbudziła ogromne kontrowersje. Mówię o „Z 13 powodów”. Prawda jest taka, że jest ona oparta na książce napisanej przez Jaya Ashera, ale już wiemy, że literatura rzadko wzbudza namiętności u tak wielu ludzi, jak treści audiowizualne, więc to jakoś rozdziały tej serii podniosły kurz , Historia rozgrywa się w Stanach Zjednoczonych

Niestety tegoroczne Święta do najlepszych nie należą, i popsuł mi je KORONAWIRUSTakże czuje się jak w "Kevin Sam w Domu", tylko włamywaczy zastępiła choro

50 votes, 28 comments. Sąsiadka z góry znowu mi zalała balkon dla samej radości zalewania, więc znowu patrzę na ogłoszenia, i jak za każdym razem…
Qehx.
  • c0ujkje8y4.pages.dev/2
  • c0ujkje8y4.pages.dev/4
  • najgorsze lanie w życiu